czwartek, 3 lipca 2014

Temat na niezłą komedię


Dziewczyny wracam! Mam już swój komputer tylko dla siebie i w związku z tym łatwiej mi się zebrać do pisania. Przekonałyście mnie i napiszę co nieco o swoich zaręczynach. No bo skoro wszystkie tak bardzo ciekawe, to brak wpisu byłby grzechem. Uprzedzam jednak, że poza kilkoma wariackimi zwrotami akcji, których humor znamy tylko my dwoje, nie działo się tam zbyt wiele rzeczy wybitnych. 



Ale od początku. To był 9 czerwca. Słońce tego dnia prażyło niemiłosiernie, a upał dawał się we znaki nawet największym ciepłolubom (czytaj, mi). Normalny letni dzień. Dla mnie ta data już od czterech lat znaczyła coś więcej. Czwarta rocznica wspólnego jestestwa - nie wiem czy to dużo, czy mało, nie wnikam w takie szczegóły. Z tego powodu jeszcze przed południem cała w skowronkach szykuję się na spotkanie. Subtelny makijaż, włosy w kontrolowanym nieładzie, wariacja na temat eleganckiego stroju - cała ja.

Byliśmy umówieni w mojej ulubionej kawiarni. Jak co raku drobne prezenty niespodzianki. Jak zawsze miałam problem z wyborem, to teraz wiedziałam, co mu się przyda - mały rozkładany nożyk, w góry będzie jak znalazł. I jak zwykle dopytywałam, co luby dla mnie przygotował. Nie zdradził się, tym razem nie udało mi się zgadnąć. To nic i tak bardzo cieszyłam się na to spotkanie.

Jak w każdy piękny dzień i tym razem we wnętrzu niewielkiej kawiarni panował tłok. Zajęliśmy miejsce przy stoliku z niecierpliwością czekając na szefa. Szybko złożyliśmy zamówienie, na które tym razem przyszło nam trochę poczekać. Wtedy ja zaproponowałam pokazanie sobie prezentów. Dostałam książkę. Lubię czytać, więc wszelkie rzeczy do tego się nadające przyjmuję zawsze z uśmiechem. Dostałam "Zagadki Tolkienowskie" z zastrzeżeniem, żeby najpierw przeczytać dedykację.

"Z okazji czwartej rocznicy z najlepszymi życzeniami dla ... (str. 47)" - można przeczytać na stronie tytułowej. Natomiast strona 47 skrywała pytanie "... przyszłej żony?" i na czerwonej wstążce z piękną kokardą wisiał pierścionek. Dopiero po chwili usłyszałam proste: "wyjdziesz za mnie?". Po czym popłakałam się, roześmiałam, znowu popłakałam, rozmazałam makijaż, spytałam czy to aby na pewno na poważnie i dopiero się zgodziłam. Jeśli ktoś czytał poprzedni post, to ja byłam dokładnie odwrotnością tego poradnika. Pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie histore :)
    Tylko przez nie, mój przyszły luby będzie miał wysoko postawioną poprzeczkę... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się uśmiechnęłam w trakcie czytania tej historii :) Gratuluję i życzę Wam dużo miłości i szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękna historia, widać, że myślał nad formą długo. ;) i wymyślił coś rewelacyjnego, bo nigdy wcześniej nie słyszałam takiej historii. :)
    pozdrawiam.
    http://poprostumadusia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie, ja się zawsze wzruszam na takich historiach:) trzeba przyznać, że twój chłopak (ba już narzeczony) miał pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój narzeczony się postarał :) Wszystko ładnie wymyślone, ten dzień, miejsce, oświadczyny... piękne.
    Uciekam, bo się za bardzo rozmarzę ;)
    Pozdrawiam ciepło :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna historia :)
    Życzę Wam samych radości i szczęścia oczywiście dużo miłości :***

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...